Na początek warto
zastanowić się, co się dzieje z jakimkolwiek światłem
skierowanym w kosmos. Zgodnie z przekonaniami dzisiejszej fizyki
powinno ono ze stałą prędkością przebiegać wszechświat,
stopniowo rozchodząc się we wszystkich kierunkach. O ile nie trafi
na materię, która je wchłonie, to wówczas, coraz bardziej
rozproszone, będzie krążyło w próżni w nieskończoność.
Nasuwa się pytanie, jak to wygląda, gdy dane światło rozproszy
się już maksymalnie w całym wszechświecie, czy będzie nadal
krążyło i wracało do punktu wyjścia nieustająco po "ścieżkach",
które już przebyło, to znaczy, czy jest swoistym "perpetuam
mobile"? Słowo nieskończoność jest dopuszczalne w
matematyce, ale w fizyce kojarzy się natychmiast z podejrzanym
określeniem "osobliwość".
Jednym
z trochę zaskakujących problemów współczesnej fizyki jest dualna
natura każdego promieniowania elektromagnetycznego, w tym też oczywiście
światła. Zjawisko, czyli występowanie podwójnego, falowego oraz
jednocześnie kwantowego charakteru tego promieniowania, jest
właściwie całkiem dobrze zbadane i opisane wzorami. Kłopot polega
na tym, że we wszelkich, nawet bardzo wyrafinowanych
doświadczeniach, światło ma albo właściwości falowe, albo
kwantowe i nigdy nie udaje się ich zarejestrować równocześnie. Nie
stanowi to dla fizyki jakiegoś generalnego problemu, więc obecnie
mało kto zaprząta sobie nim głowę – po prostu, tak jest i już.
Tym,
którym jednak nierozwiązana zagadka natury powszechnie znanego
światła nie daje spokoju, podsuwam jej rozwiązanie. Na gruncie
Teorii Kwantowej Przestrzeni jest ono bardzo proste.
Najpierw
powiedzmy, że zjawisko promieniowania jest realizowane na zasadzie
prostego wyrównywania potencjałów energii w sąsiadujących
kwantach przestrzeni – od większego potencjału do mniejszego.
Przemierzająca
przestrzeń energia jest zjawiskiem wyłącznie falowym, ale
środowisko w którym się porusza (przestrzeń) ma budowę kwantową.
Więc energia, która przechodzi i wypełnia kolejne z nich –
głównie na kierunku ich łańcuchów (budowa krystaliczna), ale też
częściowo i stopniowo rozpraszając się na sąsiadujące kwanty –
odtwarza kwantową budowę przestrzeni. Ponieważ nie mamy
innego środowiska do badania światła niż przestrzeń, to zawsze
będzie ono falowe (takie jest) i kwantowe (jak opakowanie w którym
się znalazło).
Wszystkie
kwanty przestrzeni są dokładnie jednakowej wielkości i budowy,
oraz są jednakowo (krystalicznie) ułożone, więc energia zawsze w
jednakowym tempie przechodzi z jednego do drugiego kwantu – to jest
prędkość światła (i każdego innego promieniowania
elektromagnetycznego). Przechodzenie
fali elektromagnetycznej przez przestrzeń nie jest dla niej
obojętne, gdyż w każdym kwancie przestrzeni zostawi ona pewną
minimalną ilość swej energii i w efekcie jej długość będzie stale
minimalnie rosła – do zauważenia dla nas jedynie na bardzo dużych
odległościach (patrz mój wpis Wielki
Niewypał).
Jednocześnie energia każdego kwantu przestrzeni („energia punktu
zerowego”) minimalnie wzrośnie. W efekcie światło wcale nie
krąży w nieskończoność we wszechświecie (o czym na początku
wpisu), a można rzec „rozpuszcza się” czy też rozprasza się w
całej dostępnej
przestrzeni. Mając do wypełnienia aż całe Uniwersum
ślady każdego znanego nam promieniowania, niezależnie od jego
natężenia, pozostawiane w pojedynczych kwantach są tak znikome,
że dotychczas doświadczalnie nie do zarejestrowania.
I
jeszcze jedna uwaga o promieniowaniu elektromagnetycznym. Wszyscy
fizycy wiedzą, że w jego funkcjonowaniu największą przeszkodę
stanowią elektrony. Elektrony odbijają, czy też rozpraszają fale
elektromagnetyczne (zjawisko Comptona), ale nie wiadomo dlaczego.
Zgodnie ze standardami dzisiejszej fizyki, czyli traktując elektron
jako obiekt o ujemnej energii, a promieniowanie jako energie
dodatnią, to przy zetknięciu powinny się one wzajemnie
zlikwidować, czy też anihilować – natomiast w praktyce anihiluje
elektron i materia (pozytonium). W Teorii Kwantowej Przestrzeni i ten
problem ma proste rozwiązanie. Elektron, który jest miejscem
pozbawionym przestrzeni, kwantem superpróżni, czyli „dziurą” w
krystalicznej przestrzeni, w sposób oczywisty nie może uczestniczyć
w procesie przekazywania energii dalszym jej kwantom, gdyż
absolutnie nie absorbuje promieniowania. Jest jak przerwa w drucie,
która uniemożliwia płynięcie prądu. Jednocześnie elektron
otoczony jest innymi kwantami przestrzeni i „odbija”,
przekierowuje na nie, strumień energii płynący z jednego kierunku.
Problem jest bardziej złożony, bo energia dociera szerszym torem
niż pojedyncze kwanty tworzące łańcuch, ale analizując kąty
jej „odbicia” trzeba pamiętać, że elektron ma, tak jak one,
kształt czworościanu foremnego i w tym kontekście rozpatrywać
wspomniane zjawisko Comptona.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz