środa, 15 lutego 2017

Jeszcze krótsza historia czasu


Jednym z najmodniejszych obecnie tematów w świecie fizyki teoretycznej są rozważania nad czasem, a dokładniej próby zepchnięcia go z piedestału jednego z najważniejszych zjawisk determinujących istnienie naszego wszechświata. Stwierdzenia: „czas jest iluzją” (Julian Barbour), „czas jest tylko ubocznym skutkiem splatania kwantowego”, albo „czas jest złudzeniem naszej świadomości” (Michał Heller), i im podobne, aż do radykalnego „czas nie istnieje”, można spotkać w dziesiątkach naukowych periodyków z ostatnich lat. W rozważaniach na ten temat przeplatają się argumenty fizyczne z filozoficznymi, ale praktycznego ich zastosowania nie widać.

Temat fizycznego nie istnienia czasu nie jest nowy, gdyż ponad czterdzieści lat temu Wheeler i De Witt spróbowali pogodzić ogólną teorię względności z mechaniką kwantowa i stworzyli swe znane (i dosyć skomplikowane matematycznie) równanie. Wynikało z niego m. in., że czas jest niepotrzebny oraz, że w związku z tym wszechświat jest statyczny. Było to zbyt szokujące i niezgodne zarówno z teorią Einsteina jak i obserwacjami (Hubble), więc równanie znalazło się na marginesie fizyki. Oczywiście wciąż nie dawało ono niektórym naukowcom spokoju, czego efektem m. in. dzisiejsza moda na podważanie czasu.

Ponieważ zaznaczyłem poprzednio, że rzeczywiste rozwiązanie problemów istnienia i funkcjonowania wszechświata wymaga nowego do nich podejścia, przedstawię tu pewne spostrzeżenia na temat czasu (i nie tylko) wynikające jednak z najbardziej podstawowych i doskonale znanych wszystkim reguł. Mam bowiem wrażenie, że właśnie o podstawowych wzorach zapomniano pogrążając się w świecie wyższej, najwyższej i jeszcze wyższej matematyki.

A czy na pewno wyciągnęliśmy wszystkie wnioski z tego co nam mówi najprostszy wzór w którym występuje czas?
prędkość = droga : czas
z czego też wynika że: droga = czas x prędkość, a czas = droga : prędkość.

Wzór jest banalnie prosty i znany każdemu. Proszę jednak podstawić jako wartość drogi 0 (zero). Wówczas oczywiście prędkość też będzie miała wartość 0 (zero), jako że gdy nie ma przebytej drogi to i nie ma prędkości. Jaka jest przy tych warunkach wartość czasu? Okazuje się, że czas jest wówczas dowolny, może mieć każdą wartość, (na przykład może być nieskończenie duży, albo nieskończenie mały) – po prostu nie ma żadnego znaczenia. To pójdźmy dalej i sprawdźmy co się dzieje z czasem, gdy prędkość jest zerowa (nie ma ruchu), ale droga ma jakąś wartość (dowolną, ale większą od zera). Oczywiście zaraz rozlegnie się okrzyk, że chcę dzielić przez zero, a to jest w matematyce zakazane – symbol nieoznaczony. Matematyka jako idea może się ratować i symbolami nieoznaczonymi, ale problem powstał na gruncie fizyki, a Pan Bóg nie jest matematykiem. Nie jest czymś szczególnym sytuacja, gdy prędkość jest zerowa, ale droga istnieje i całkowicie uprawnione jest pytanie: co wówczas dzieje się z czasem? Odpowiedź jest analogiczna jak przy drodze zerowej, a więc że czas także w tej sytuacji (droga >0) jest dowolny, a więc do niczego nieprzydatny. Jeżeli jest niepotrzebny, to czy on wówczas w ogóle istnieje? Zastosujmy zasadę Brzytwy Ockhama (w uproszczeniu – usuwamy wszystko co jest zbędne) i okaże się, że czasu może nie być, a pojawia się on tylko w specyficznej sytuacji, gdy występuje prędkość większa od zera, a więc gdy zachodzi jakikolwiek ruch. Inaczej mówiąc: brak jakiegokolwiek ruchu (prędkości) sprawia, że czas nie istnieje.

Konkluzja: bez ruchu nie ma czasu, a to znaczy, że czas jest tylko i wyłącznie jednym z wymiarów ruchu.

Chciałbym w tym miejscu podsunąć pewien przykład. Nie będzie on oczywiście żadnym argumentem dla fizyków, ale może zastanowi zwykłych czytelników, (a do nich się przede wszystkim zwracam) i może niektórych filozofów. Otóż wszyscy spotkaliśmy się z sytuacjami kiedy człowiek umiera i przestaje się ruszać (całkowicie). Wówczas dopisujemy mu drugą datę, czyli zamykamy go w pewnej klamrze czasowej – od chwili urodzin, do chwili śmierci. Posiadanie daty zgonu jest dowodem, że czas człowieka się skończył. Nie ma ruchu, to i nie ma czasu!

Teraz trzeba jeszcze chwilę poświęcić zjawisku ruchu. Ruch wymaga istnienia minimum dwóch różnych punktów między którymi on zachodzi, oraz odrębnego układu odniesienia pozwalającego go stwierdzić. Najkrócej mówiąc, aby zaistniał ruch i by można było określić jego wymiary, potrzebna jest przestrzeń. Oczywiście, ponieważ układy odniesienia mogą znajdować się w różnych miejscach, to ruch i czas mają charakter względny, jednak nie ich względność jest  tu teraz istotna.

Proszę zauważyć, że warunkiem ruchu jest istnienie przestrzeni (ale nie odwrotnie) i znaczy to, że przestrzeń musiała istnieć jeszcze przed pojawieniem się ruchu (i czasu). Oczywiście nasz język nie dysponuje właściwymi określeniami na opisanie tego stanu, gdyż każdy nasz zwrot próbujący określić czas i następstwa zdarzeń nieodmiennie odnosi się do jego trwania i staje się tautologią (dylemat św. Augustyna – „wiem czym jest czas, dopóki ktoś mnie o to nie spyta”). Mam jednak wrażenie, że uświadomienie sobie opisanej powyżej problematyki czasu nie jest zbyt trudne.

Więc przestrzeń w swym stanie pierwotnym (bez ruchu, a co za tym idzie i bez czasu) jest statyczna, nigdzie się nie rozszerza, nie kurczy, nie pulsuje, nie rozciąga, nie faluje, nie marszczy się, ani nie przyrasta – jest nieruchoma. Do problemu statyczności przestrzeni (wszechświata) zarówno przed jak i po pojawieniu się w niej ruchu wrócę w dalszych wpisach, ale teraz jeszcze kilka uwag.

Analiza prostego wzoru na prędkość prowadzi do analogicznych wniosków jak równanie Wheelera-DeWitta: przestrzeń (wszechświat) nie potrzebuje czasu i jest statyczna.

Istnienie przestrzeni bez czasu stawia w niezwykle trudnym położeniu einsteinowską koncepcję czasoprzestrzeni, a w zasadzie ją wyklucza.

Wielki Wybuch (który jest klasyczną „osobliwością”– patrz wpis na temat osobliwości) zakłada jednoczesne powstanie przestrzeni, czasu, energii, materii i oddziaływań. Jeżeli jednak okazuje się, że przestrzeń musiała być wcześniej niż inne elementy wszechświata, to cała koncepcja Big Bangu się „sypie” - oczywiście ten temat będzie jeszcze analizowany.

Koncepcję, że czas jest wyłącznie wymiarem ruchu prezentował już Arystoteles, jeden z największych filozofów starożytności, ale sadził przy tym, że istnieje jakiś uniwersalny układ odniesienia dla tych zjawisk. Później Galileusz i kolejni uczeni udowodnili względność ruchu (brak stałego układu odniesienia), więc wydawało się, że koncepcja Filozofa jest pogrzebana. W XX wieku naukowcy wykazali, że także czas jest względny, ale oczywiście nikt już do pomysłu Stagiryty odnośnie ruchu i czasu nie wracał. Wygląda jednak, że właśnie Arystoteles miał rację, pod warunkiem, że prawidłowo zdefiniujemy i opiszemy ten absolutny układ odniesienia i jego specyficzne cechy, które wcale nie będą przeczyły względności. W ten sposób stopniowo zbliżamy się do podstaw Teorii Kwantowej Przestrzeni.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz