środa, 29 marca 2017

Grawitacja – rozwiązanie zagadki


Podstawowym błędem, który dotychczas nie pozwalał wyjaśnić zjawiska grawitacji, jest jej definicja. Wydaje się ona tak oczywista, że aż niemożliwe byśmy się mylili:

Grawitacja (ciążenie powszechne) – jedno z czterech oddziaływań podstawowych, będące zjawiskiem naturalnym polegającym na tym, że wszystkie obiekty posiadające masę oddziałują na siebie, wzajemnie przyciągając się.

Inaczej mówiąc, każda materia ma właściwość przyciągania każdej innej materii, a im więcej jest skupionej materii tym silniej przyciąga inną materię. Definicja odnosi się wprost do tego, co można zaobserwować jako pozornie oczywiste i powszechne zjawisko naturalne. Newton na widok spadającego jabłka doskonale to zrozumiał i opisał w sformułowanym przez siebie prawie powszechnego ciążenia.

Do opisu nie można mieć zastrzeżenia, ale nie wyjaśnia on istoty zjawiska, a dokładniej nie wyjaśnia dlaczego każda materia ciąży ku każdej innej materii. Cała współczesna fizyka teoretyczna ma z tym potężny problem, bo podejmowane próby interpretacji zjawiska wciąż nie dają się pogodzić z regułami funkcjonowania pozostałych oddziaływań fizycznych. Dotyczy to także powszechnie przyjmowanej za prawdziwą ogólnej teorii względności, w której grawitacja jest skutkiem zakrzywienia czasoprzestrzeni przez każdy obiekt posiadający masę. Teoria ta postuluje istnienie fal grawitacyjnych (rozchodzących się z prędkością światła) i amerykańscy naukowcy od lat próbują je zarejestrować w ramach programu LIDO. Co jakiś czas nawet ogłaszają sukces (2015 – 2016 r.), ale bez przekonania, bo już musieli odwoływać niektóre swoje odkrycia. W instytucie CERN w Genewie idzie się inna drogą i trwają tam usilnie poszukiwania postulowanej przez model standardowy cząstki elementarnej zwanej bozonem Higgsa, która powinna nadawać masę cząstkom elementarnym i w konsekwencji uczestniczyć w funkcjonowaniu grawitacji. Tu również ogłoszono w 2012 – 2013 r. sukces, czyli odkrycie doświadczalne tej cząstki, ale także uczyniono to raczej bez entuzjazmu (używano zwrotów „chyba go mamy”, „raczej go mamy”, „mamy go z dużym prawdopodobieństwem” itp.) Nie wnikając w szczegóły, pewnym problemem jest to, że tak odkryty bozon Higgsa, zgodnie z wynikami eksperymentów, sam posiada masę i nie wiadomo co jemu ją nadało – czyżby jakiś jeszcze inny bozon?

Wróćmy więc do definicji grawitacji i wyjaśnijmy, dlaczego to właśnie ona niechcący narzuca nam mylny pogląd. Błąd tkwi w słowie przyciąga, które jednocześnie sugeruje, że źródło grawitacji (pola grawitacyjnego) znajduje się w materii (w jej masie). Prawda jest taka, że dwie cząsteczki zmierzają do siebie w wyniku działania grawitacji, ale wcale nie muszą się przyciągać, a mogą być do siebie dopychane. I tak właśnie jest, gdyż materia nie jest podmiotem, a tylko przedmiotem grawitacji, której faktycznym sprawcą (źródłem) jest przestrzeń.

Grawitację powoduje to samo zjawisko, które nadaje masę materii (co wyjaśniłem w poprzednim wpisie). Kwanty materii (skoncentrowane kwanty przestrzeni), które powstały po Wielkim Wstrząsie, są nieustająco ściskane przez całą krystaliczną przestrzeń. Wobec centralnego położenia każdego kwantu materii w Uniwersum (patrz wpisy Kształt przestrzeni i Budowa przestrzeni), wektory nadające im masę, ściskające je, są jednakowo duże z każdego możliwego kierunku. Jednak na kierunku, na którym znajdzie się jakakolwiek inna cząstka materii, wektor ten jest mniejszy, gdyż to ona przejmuje na siebie część sił ściskania (sprężania) danego kwantu (i wzajemnie). Od strony wewnętrznej układu każdych dwóch cząstek materii, ściskające je siły przestrzeni są słabsze niż docierające z wszystkich innych kierunków. W tej sytuacji cząstki nie przyciągają się, lecz są do siebie dopychane przez przestrzeń. Można to zobrazować też stwierdzeniem, że materia od strony innej materii jest odrobinę lżejsza niż z innych stron. Jeszcze inaczej mówiąc, to każda cząstka materii ma „swój” wszechświat, który zakłóca pojawienie się w nim innej cząsteczki (i vice versa), a dążące do doskonałości przestrzenie obu cząstek starają się zlikwidować zakłócenia.

Trzeba tu jeszcze wyjaśnić pewien niezwykle ważny element, związany z tym zjawiskiem. Ktoś może zarzucić, że sztywne, krystaliczne łańcuchy kwantów przestrzeni jednakowo otaczające i ściskające kwant materii, nawet jeżeli z jednej strony naciskają mocniej, to i tak nie powinny go przesuwać (poruszać) wobec oporu jaki będą stawiać kwanty przestrzeni po drugiej, wewnętrznej stronie układu. Byłoby tak, gdyby kwanty miały kształt n. p. sześcianów foremnych (ściany parami równoległe) i wówczas żaden ruch w przestrzeni nie byłby możliwy. Jednak zarówno kwanty przestrzeni jak i materii mają kształt czworościanów foremnych i każda ich krawędź może być traktowana jak swoiste ostrze klina, a zbudowane z nich krystaliczne łańcuchy są bardziej skomplikowane (skośne) i dlatego umożliwiają przesuwanie się i zbliżanie do drugiego kwantu materii (co on robi analogicznie).

Oczywiście im więcej skupionej materii, tym bardziej powiększa się układ ściskających wektorów, tworząc grawitację wprost proporcjonalną do masy ciał. Podobną zależność można wykazać także dla zmieniającej się  odległości między tymi ciałami. Nie ma wątpliwości, że prawa Newtona opisujące grawitację nie ulegają żadnym zmianom również przy tak funkcjonującym mechanizmie, aczkolwiek słowa w definicji: „obiekty posiadające masę przyciągają się”, trzeba zastąpić słowami: „obiekty posiadające masę są dopychane do siebie przez przestrzeń”.

I jeszcze jedna istotna uwaga odnośnie grawitacji. Zgodnie z obliczeniami współczesnej fizyki grawitacja, rozumiana w dotychczasowej formule, powinna właściwie już dawno spowodować przyciągnięcie się do siebie całej materii znajdującej się we wszechświecie – dlatego m. in. teoria rozprzestrzeniania się przestrzeni jest tak popularna, bo rzekomo rozwiązuje ten problem. Otóż zgodnie z zaprezentowaną przeze mnie koncepcją, w najdalej od nas położonej strefie przestrzeni (w najbardziej od nas odległym punkcie każdej naszej geodezyjnej, który leży w połowie jej długości) znajdują się obiekty, które w ogóle nie będą do nas dopychane (grawitacja zerowa). Dzieje się tak gdyż wektor zewnętrzny (ściskający) i wektor wewnętrzny (którego opór trzeba przełamać) są sobie równe, równoważą się i nie można nawet powiedzieć, który jest którym. Na „krańcach” wszechświata grawitacja nie działa, a że każdy obiekt (także my osobiście) leży na krańcu przestrzeni (a jednocześnie dokładnie w jej centrum) obawa, że wszechświat się zapadnie jest nieuzasadniona.

Zarówno proces nadawania masy kwantowi materii jak i działanie grawitacji (w momencie gdy pojawi się drugi kwant materii) są zjawiskami, które wywołuje przestrzeń i która dzięki swej sztywności i krystaliczności czyni to natychmiast i „całą sobą” (nie z prędkością światła, nie przy pomocy żadnych fal grawitacyjnych i bez użycia grawitonów). Sądzę więc, że naukowcy amerykańscy mogą już sobie dać spokój ze swym programem LIDO.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz