środa, 8 lutego 2017

Szybciej niż światło

W poprzednim wpisie zasugerowałem, że współcześni fizycy bez skrupułów tolerują funkcjonowanie „osobliwości” w akceptowanych przez siebie teoriach (model standardowy, ogólna teoria względności i inne). Przesadziłem i powinienem przeprosić, gdyż oczywiście wiele najwybitniejszych umysłów fizycznych generalnie zdaje sobie sprawę z podejrzanej roli „stanów osobliwych” w uznawanych koncepcjach funkcjonowania wszechświata i uparcie próbuje je rozwiązać, czy też rozszyfrować. Problem w tym, że stosowanie przez nich najbardziej wyrafinowanych technik matematycznych (umieszczanie „osobliwości” na granicach zbiorów czasoprzestrzennych, koncepcja przestrzeni ustrukturalizowanych, stosowanie geometrii nieprzemiennej, itp.) prowadzi do konieczności wypracowywania jeszcze bardziej złożonych i skomplikowanych technik analizy matematycznej i w efekcie zmierzamy tą droga do absurdu. Po prostu tam zawsze pojawiają się wartości zmierzające do nieskończoności, a z tym, jak wskazałem we wpisie „Bóg nie jest matematykiem”, matematyka sobie nie radzi. Czarów czy też cudów (stanów osobliwych) nie da się wyjaśnić, gdyż są one zaprzeczeniem założeń wyjściowych teorii w których się pojawiają.

Jedną z najbardziej znanych osobliwości w fizyce jest obszar zakreślony promieniem Schwarzschilda, (jego powierzchnia nazywana jest "horyzontem zdarzeń"), a który położony jest w centrum każdego obiektu posiadającego masę (np. dla naszego słońca promień ten powinien mieć około 3 km). Bez wnikania w szczegóły trzeba powiedzieć, że jest on efektem matematycznego rozwiązania przez Karla Schwarzschilda równania pola ogólnej teorii względności Einsteina (pola grawitacyjnego). Problem jest w tym, że w niewątpliwie poprawnym rozwiązaniu  - z podziwem przyjętym przez samego Einsteina - pojawił się "stan osobliwy". Teoria względności była zbyt piękna i intelektualnie inspirująca, więc mimo tego "stanu" została i tak zaakceptowana przez świat fizyki, łącznie ze swoją osobliwością. Prawda natomiast jest taka,  że Schwarzschild nie rozwiązał teorii Einsteina, a ją po prostu obalił.

Istnieją obserwowalne zjawiska jak soczewkowanie grawitacyjne, lub wpływ grawitacji na upływ czasu, które zdają się potwierdzać słuszność teorii Alberta Eisteina, gdyż były przez nią przewidziane - właśnie dlatego cieszyła i cieszy się ona tak wielką sławą. Tyle, że zjawisko soczewkowania okazuje się bardzo trudne do precyzyjnego obliczenia i przez to do pogodzenia z tą teorią, - występują tu istotne statystycznie rozbieżności (tłumaczone skomplikowaną budową wszechświata, wpływem ciemnej materii lub podobnymi przyczynami). Zdaje się jednak, że nikt obecnie nie zadaje sobie pytania, czy to na pewno grawitacja odchyla promienie światła? A może występują inne przyczyny tego zjawiska, tyle że nikt ich nie szuka, bo Einstein już przecież udzielił odpowiedzi? Podobne problemy dotyczą wpływu grawitacji na czas, ale rozwijanie ich zajęłoby tu zbyt wiele miejsca, więc tylko zadajmy pytanie: czy na pewno wiemy co to jest czas, a co za tym idzie czym jest czasoprzestrzeń, podstawowe pojęcie w teorii Einsteina. Do tego problemu wrócę w dalszych wpisach.

Trzeba tu koniecznie powiedzieć, że niezwykłym i niepodważalnym osiągnięciem Alberta Einsteina jest to, że jego teoria względności stała się niesamowicie zapładniającym zaczynem dla całej XX wiecznej nauki, a nawet współczesnej kultury i sztuki. Tego nikt mu nie odbierze. Legła ona także u podstaw kolejnych współczesnych teorii fizycznych, ale nie znaczy to, że należy ją przyjąć jako poprawną tylko „za zasługi” dla rozwoju myśli ludzkiej. Z resztą sam Einstein zdawał sobie z tego sprawę i jako uczciwy uczony do końca życia starał znaleźć rzetelne rozwiązanie problemów grawitacji na gruncie swej teorii, ale oczywiście bezskutecznie.

Aby tematu nie rozwlekać, trzeba wyraźnie stwierdzić, że jedynym rozwiązaniem jest skonstruowanie modelu wszechświata, w którym nie tylko nie ma potrzeby stosowania osobliwości, ale nawet na żadne stany osobliwe nie będzie w nim miejsca. Oznacza to po prostu konieczność odrzucenia dzisiaj obowiązujących koncepcji i wypracowania nowych.

W dalszym ciągu zaproponuję pewne rozwiązania, które spełniają powyższy warunek, a które nazwałem Teorią Kwantowej Przestrzeni, ale aby teraz nie wyglądało, że tylko ograniczam się do krytyki innych, chciałbym przeprowadzić pewien bardzo prosty eksperyment myślowy. Takimi eksperymentami posługiwali się inni, w tym Einstein, i są one w nauce całkowicie uprawnione.

Względność czasu wynika ze szczególnej teorii Einsteina, w której największa możliwą prędkością występującą w naturze jest prędkość światła (ok. 300 000 km/sek.) i nic jej nie może przekroczyć (bo nam się czas zacznie cofać). Średnia odległość z Ziemi do Księżyca wnosi ok 385 000 km i światło potrzebuje na jej pokonanie ok. 1,3 sekundy. Teraz wyobraźmy sobie, że trzymamy w jednym ręku latarkę, a w drugim ręku koniec sztywnego, prostego (i wystarczająco lekkiego) pręta długości 385 000 km, którego drugi koniec dotyka powierzchni Księżyca. W tym samym momencie zapalamy latarkę i popychamy w górę pręt. Otóż gdy światło latarki dotrze do powierzchni Księżyca to oświetli m. in. obłok kurzu, jaki już od ponad sekundy będzie się unosił nad jego powierzchnią, a który wywołaliśmy my sami „szturchając” Księżyc. W ten prosty sposób okazaliśmy się szybsi od światła, (co zgodnie z teorią Einsteina jest niemożliwe), a dokładniej wywołaliśmy reakcję w dużej odległości wcale nie potrzebując czasu, ani prędkości, bowiem działanie i reakcja były jednoczesne, natychmiastowe. W zasadzie identyczne wnioski mógłby szanowny czytelnik wyciągnąć, jeżeli popchnąłby do przodu koniec leżącego niewątpliwie przed nim na biurku ołówka. Jego drugi koniec również wykonałby pracę szybciej niż światło przebyłoby długość ołówka, ale używam do eksperymentu Księżyca, bo na nim widać to wyraźniej.

Konsekwencje powyższego eksperymentu są znacznie bardziej poważne, niż może się wydawać, ale o tym w dalszych wpisach. 

1 komentarz:

  1. Że co? Dlaczego w tym rozważaniu z prętem oraz latarką użyto ciała doskonale sztywnego? Przecież taki obiekt nie istnieje i istnieć nie może. A to dlatego, że gdy poruszamy jakiś przedmiot jak w np. wymieniony pręt to przesuwamy jego atomy. W wyniku powstania różnicy ciśnień dochodzi do wyrównania tego ciśnienia czyli przesunięcia kolejnych atomów i tak dalej. Prędkość przekazania informacji zależne jest od gęstości obiektu, a więc odległości pomiędzy atomami i ich pól elektrostatycznych. Tak roznosi się choćby dźwięk w ciałach stałych. A prędkość dźwięku dla takiego pręta wynosi około 6000 km/h, a więc walniemy Księżyc drugą końcówką pręta po wielu godzinach.
    Uważasz, że posługujesz się tylko logiką, ale skoro nie znasz nawet tak podstawowych praw fizyki, to nic dziwnego, że wypisujesz głupoty na tym blogu.

    OdpowiedzUsuń